Pięć rozdroży w dziejach świata

Opublikowany Autor blogksiazki

Książka niemieckiego historyka Gottfrieda Schramma to wyjątkowe studium historiograficzne. Autor rozważa pięć najważniejszych przełomów religijnych i społecznych w dziejach świata, szukając w nich podobieństw i prawidłowości dziejowych. Analizuje reformę religijną Mojżesza, narodziny chrześcijaństwa, reformację, powstanie demokracji amerykańskiej i rewolucję rosyjską. We wszystkich tych przełomowych momentach historii pewna grupa ludzi o silnych przekonaniach ideowych inicjuje odnowę macierzystej kultury, czego skutkiem jest nowy ruch o zasięgu światowym. Schramm wnikliwie studiuje owe rozdroża historii, korzystając z dostępnych źródeł oraz swej ogromnej erudycji, a wnioski, do których dochodzi, zasługują na szczególną uwagę.

Gottfried Schramm (ur. 1929) – emerytowany profesor uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim, znawca historii Europy Wschodniej. Jest autorem m.in. Altrusslands Anfang (2W), Russlands langer Weg zur Gegenwart (2001), Von Puschkin bis Górki (2008) i współautorem Ein Hilfswerk für Griechenland (2003).

3. DWAJ ZWIASTUNI SĄDU OSTATECZNEGO: JAN CHRZCICIEL I JEZUS

Gdy przed rzymskimi władzami okupacyjnymi, które zastrzegły sobie prawo wydawania i wykonywania wyroków śmierci, sanhedryn oczerniał swojego więźnia Jezusa jako człowieka, który rzekomo chce stanąć na czele ruchu wyzwoleńczego jako król żydowski, to kalumnie te, które miały doprowadzić do jego ukrzyżowania, stawiały sprawy na głowie. Jezus znajdował się bowiem na przeciwległym biegunie niż stosujący przemoc zeloci. W płaceniu podatku cezarowi nie widział naruszenia przykazań Bożych. Jednak obawa, że czysto religijny ruch odnowy może zagrozić władzy establishmentu, mogła już kosztować życie Jana Chrzciciela. Być może jakieś ziarno prawdy tkwi w przypuszczeniu, że Herod Antypas, na którego dworze został zamordowany Jan Chrzciciel, na koniec nastawał też na Jezusa, któremu zrazu pozwolił nauczać bez przeszkód. Skoro podjęliśmy zadanie wyjaśnienia stanowiska Nazarejczyka przez porównanie z innymi kierunkami wiary występującymi wówczas wśród Żydów, to jako kolejne pojawia się pytanie, jaki był jego stosunek do Jana Chrzciciela.
Chociaż Jezusa dzieli głęboka przepaść od politycznych zapaleńców jego epoki, to ewangelie podkreślają, że przy wszystkich różnicach i napięciach szanował on drugiego profetycznego nauczyciela swojej epoki jako poprzednika i tego, który przygotował mu drogę. Otrzymał od niego chrzest, który prawdopodobnie właśnie Jan Chrzciciel wprowadził do praktyki religijnej swoich czasów jako eschatologiczno-kultowy akt oczyszczenia i odpuszczenia grzechów. Fakt zaś, że rytuał ten, którego sam Jezus nie przejął, zaczęła potem stosować pierwsza gmina, może wskazywać na to, że pozostałe grupy uczniów powstałych wokół Jana Chrzciciela i Jezusa, po Wielkanocy połączyły się w jeden krąg. Jan jest dla nas ważny dlatego, że wydaje się, iż w wielu kwestiach doprowadził swoje nauki do prawd, które głosił potem Jezus. W naszym zestawie przypadków z dziejów powszechnych stanowi więc pierwszy przykład na to, że nowator, który dokonuje przełomu, często musi wyjść tylko niewiele kroków przed swojego poprzednika, który przebył już ważny, przygotowujący mu drogę odcinek. Niewielki dystans czasowy dzielący Jana Chrzciciela od Jezusa nie ogranicza oryginalności i wyjątkowości Nazarejczyka, tak jak przełomowej roli Lutra nie umniejsza jego bliskie sąsiedztwo czasowe ze swoim nauczycielem i protektorem Janem von Staupitz. Z reguły bowiem podczas wielkich przełomów mamy do czynienia z próbą odnowienia, oczyszczenia i kontynuowania jakiejś wartościowej tradycji, a nie z pomysłami promowania czegoś zupełnie nowego za pomocą radykalnego zerwania z przeszłością.
Jądrem nauk Jana Chrzciciela była myśl, że wkrótce nastąpi Sąd Ostateczny. Izrael nie powinien sobie wyobrażać, że uniknie go jako naród wybrany. Tylko gotowość do pokuty i odnowiony zwrot ku Bogu mogą uratować ludzi po tym, jak wskutek swoich grzechów utracili zaufanie Boga. Znalazło się to – łącznie z przesunięciem akcentu z narodu wybranego na pojedynczych ludzi – w naukach Jezusa: bez złagodzenia motywu gniewu Bożego i rygoru Bożego sądu. Jeśli Jezus we wspaniałych obrazach dawał wyraz owej radości, z jaką wierni powinni oczekiwać nadejścia królestwa Bożego, to z całą powagą napominał też, że niebiosa stoją otworem tylko dla tego, kto wie, że zostanie surowo osądzony i że może także pójść do piekła. Obaj nauczyciele są też podobni pod tym względem, że nie mówią, kiedy i w jakiej kolejności wydarzeń Bóg zgotuje kres istniejącemu światu. Głoszą nadchodzenie czasu końca, ale nie roszczą sobie pretensji do szczegółowej wiedzy o Bożym planie zbawienia. Żaden z tych dwóch wielkich nauczycieli nie twierdził też, że poznał wolę Boga w widzeniu lub ją usłyszał i że może ją teraz przekazać tak, jak uczynił to sam Pan. Domagając się określonej postawy, żadnemu z nich nie chodzi o drobiazgowe wypełnianie paragrafów prawa ani też o sferę kultu, który przynajmniej dla części dawnych proroków stanowił podstawę, gdy wieścili karę Bożą za uleganie wpływom politeistycznego otoczenia. Janowi, do którego Jezus w tej kwestii dołączył, nieczystość posługi Bogu wydawała się zagrożona. Obaj wychodzili raczej od krytyki twardego serca u ludzi i zapomnienia przez nich Boga. Gdy jednak Jan postuluje, by celnicy i żołnierze zadowolili się ustanowionym prawem, to wypowiada naiwny i łatwy do spełnienia wymóg, od którego ostro i niepokojąco odróżnia się radykalizm Kazania na Górze.
Ewangelie mówią o wiele więcej o Jezusie niż o Janie. Dlatego porównując ich obu, należy zachować daleko idącą ostrożność. Jednak pewne różnice rysują się mimo wszystko w pełni jasno. Nazarejczyk najwyraźniej uderzył tu w jakiś nowy ton i dał wyraz przekonaniu, że jego działanie stanowi w przeddzień nadchodzącej władzy Boga ważny etap przygotowawczy. Tym samym wziął na siebie zadanie z dziejów zbawienia jako Syn Człowieczy i stał się kandydatem do godności i dostojności, jakich Jan raczej nie uzyskał. Przypuszczalnie bowiem Jan nie wyszedł poza klasyczną rolę proroczo napominającego, którą Izrael znał od dawna. Wydaje się możliwe, że Jezus utożsamiał się z jakąś postacią pośrednią między Bogiem a wiernymi, którą Jan obwieścił jako Silniejszego, ale może też jako Syna Człowieczego. A Jezus, gdy uznał Jana za „największego między narodzonymi z niewiast”, dodał jednak, że sam jest w królestwie Bożym większy niż Jan (Mt 11,11; Łk 7,28). W jego apokaliptyce obok poważnych tonów, wspólnych dla niego i Jana, pobrzmiewa też radosne oczekiwanie. Nadchodzi wesele, a uczniowie Jezusa nie powinni się przygotowywać do niego poszcząc – jak zwolennicy Jana na Sąd Ostateczny (Mk 2,18-19). Zatem na przedpolu przyszłego królestwa dzieje się już coś, co promieniuje na ową przyszłość, jak to Jezus często sugeruje w bardzo subtelnych i powściągliwych, a niekiedy zagadkowych obrazach.
Jezus z Nazaretu musiał być nieporównanie bardziej gruntowny, o wiele głębszy i subtelniej odczuwający niż Jan – wymowny, często mroczniejszy i może skuteczniejszy orędownik przebudzenia – którego śladem kroczył. Łączył pewność, z jaką zapowiadał królestwo Boże, z subtelnym wyczuciem Bożej wolności. Bóg miałby się pojawić nieoczekiwanie – czy to niosąc cierpienie, czy radość. Panowanie Boga u końca czasu promieniuje nawet – na przykład w błogosławieństwach Jezusa – na współczesność. Drogę do cudu na skalę dziejów powszechnych, że Wielki Piątek przeszedł w Wielkanoc, utorowała nader swoista religijność; otwarta na przyszłość, która miałaby przekreślić wszelkie ludzkie oczekiwania.
Także Jana otaczał wąski krąg wiernych mu ludzi, przypominający krąg uczniów. W porównaniu z nimi uczniowie Jezusa jawili się jako żarłocy i pijacy, przyjaciele celników i grzeszników (Mt 11,18 n.; Łk 7,33 n.; Mk 2,18). Wraz z pełnym podejrzliwości podkreślaniem różnic, z jakim dwa blisko spokrewnione i konkurujące kierunki pobożności oddzielały się od siebie nawzajem, uwidacznia się pewne skrzyżowanie dróg. Odziany w skórę, żywiący się świerszczami i pijący wodę z miodem asceta wymaga od kręgu swoich uczniów takiej samej ascezy jak od siebie. Jako nauczyciel jest przekonany, że do Ojca niebieskiego może się zbliżyć tylko ten, kto potrafi się wykazać owocami swojego nawrócenia. Zwolennicy Jana Chrzciciela mogą wprawdzie pogodzić się z tym, że Jezus zwrócił się do nierządnic i celników (Mt 21,32), oburza ich jednak, że zadaje się z grzesznikami, którzy nawet nie są nawróceni. Jak jednak bliskie sobie pozostają mimo wszystko obie drogi, pokazuje fakt, że również Jan Chrzciciel zwraca się do celników – którzy jako pośrednicy przy daninach dla państwa mieli powszechnie opinię niemoralnych. Jeśli któryś z nich, co stanowiło zapewne wyjątek, nie przekracza przysługujących mu uprawnień, choćby był celnikiem, również przejdzie przez Sąd Ostateczny.
Ponadto obaj, Jan i Jezus, byli najwyraźniej pozbawionymi rodziny i majątku wędrownymi nauczycielami-prorokami. W związku z tym Jezus wymagał od swoich uczniów, by wiedli życie poniekąd mnichów z zakonów żebraczych: by nie żyli z majątku, urzędu ani pracy własnych rąk. W przeciwieństwie do Jana nie wymagał przy tym ascezy i nader chętnie przyjmował wsparcie nawet od kobiet z wyższych warstw. Za to niezwykle ostro odpowiedział młodzieńcowi, który chciał pójść za nim, ale prosił o czas na pogrzebanie ojca: „zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” (Mt 8,21-22). Przypomina to scenę, podczas której Jezus wyrzeka się matki i braci, gdyż rodziną stali mu się jego zwolennicy, którzy wypełniają wolę Bożą (Mk 3.20-35). Jezus wymaga od innych rzeczy, które sam też czyni, a które mają sens tylko w kontekście końca świata i dla najwęższego kręgu gotowych na wszystko zwolenników. (…)