Pamiętam z jaką niecierpliwością, uniesieniem i pietyzmem niosłem przed wielu laty do domu, skrzętnie za pazuchą ukrytą, troskliwie owiniętą w gazetę, z takim trudem wyproszoną do szybkiej, dwudniowej lektury książkę. Był to zaczytany, w sfatygowanej czarnej okładce z kilkoma „picasami” na wierzchu, egzemplarz pierwszego wydania, kultowego wówczas „Złego” Leopolda Tyrmanda.
Czytałem ten pierwszy powojenny polski bestseller z zapartym tchem, tym bardziej, że pod koniec szalonych lat 60-tych w Warszawie wciąż można było odnaleźć wiele miejsc, stanowiących tło powieści, a z takim wyczuciem formy i treści odwzorowanych przez Tyrmanda.
„Malowany ptak” Kosińskiego, mimo że to już zupełnie inne lata i inny poziom percepcji, również był przeze mnie niecierpliwie wyczekiwany, by stać się źródłem nowych przeżyć, przemyśleń i inspiracji.
Andrzej Brycht ze swym „Dancingiem w kwaterze Hitlera” i „Raportem z Monachium” – to już zupełnie inna bajka. Nie lubiłem nigdy tej prozy, głównie chyba ze względów ideologicznych, co jednak nie przeszkadzało mi fascynować się niezwykle burzliwym, prawie romantyczno-buntowniczym, i co tu ukrywać, pobudzającym marzenia i wyobraźnię, życiem autora.
Dlatego też, mając w pamięci wzruszenia i sentymenty dawnych lektur, z wielką nadzieją wziąłem do ręki zbiór erudycyjnych esejów Henryka Dasko – „Odlot malowanego ptaka” i nie zawiodłem się.
Henryk Dasko urodził się w 1947 roku. Jako 21 letni student SGPiS usunięty został z uczelni za udział w demonstracjach marcowych, rok pózniej opuścił Polskę, tak jak i 13 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Doświadczenia z tego tragicznego czasu zawarł w książce „Dworzec Gdański. Historia niedokończona”.
„Tułacz, wygnaniec, niedobitek jednego z umarłych światów” w tych słowach Dasko charakteryzuje swoje dzieje, ale są to również losy opisywanych bohaterów. W jego twórczości mieszają się naprzemian dwa oglądy rzeczywistości – warszawskiego chłopaka z lat 60-tych i emigranta wygnanego z komunistycznej Polski. Ciekawili go więc tacy jak on wygnańcy, żydowskiego pochodzenia, przemieleni emocjonalnie przez tryby holocaustu, komunizmu i nietolerancji.
Z każdego zdania książki emanuje pasja, jaką miał Dasko w stosunku do ludzi i do mitów o tych ludziach. Dlatego przedmiotem jego rozważań, wspomnień i podsumowań są Kosiński, Tyrmand, Brycht, czy Nabokov – twórcy dzieł wybitnych i słabych, żywoty pełne chwały i porażki, blasku i tajemnicy na miarę Muenchausena, biografie pokrętne i wieloznaczne, ale z pewnością niebanalne.
Poszukiwania odpowiedzi w kwestii, czy gdy znika nasz świat – istniejemy nadal ? Kim jesteśmy, pozbawieni nie tylko korzeni, ale i miejsca w utrwalonym porządku rzeczy ? Jak pogodzić się ze zniknięciem tego, co miało być wieczne i nieśmiertelne ? – oto pytania, które stawiają sobie zarówno Henryk Dasko, jak i bohaterowie jego esejów – literaci wychodźcy, którzy nie mają dokąd wrócić.
Eseje zawarte w „Odlocie malowanego ptaka” napewno nie są suchą, krytyczno-literacką analizą losów i dokonań poszczególnych pisarzy. To pełen ciepła, sprawiedliwości i mądrości przyczynek do wspomnień o ludziach, z których Dasko większość znał osobiście, rozmawiał, przyjaźnił mimo, że tak jak w przypadku Brychta, było to trudne.
Mimo jednak olbrzymiej sympatii autora do jego bohaterów, nie przeczy on, ani nie omija drastycznych, nieprzyjemnych wydarzeń z ich życiorysów. Dlatego właśnie książka ma ogromny walor wiarygodności i niezależnie od subiektywnych ocen, wzbudza w czytelniku chęć zrozumienia i współczucia dla przymusowych tułaczy.
Jest też bezcennym dokumentem, obrazującym życie wychodźctwa z lat powojennych, losów, które były udziałem nie tylko literatów, ludzi sztuki i kultury, ale wielkiej rzeszy emigracji ekonomicznej.
Paweł Ilecki.