Muleum w Twoim Stylu

Opublikowany Autor blogksiazki

W grudniowym Twoim Stylu ukazała się recenzja książki „Muleum”. My również zachęcamy do przeczytania.

„Czy pragnienie śmierci może być początkiem nowego życia? Julie traci najbliższą rodzinę w katastrofie lotniczej. Jest młoda, piękna, zdolna i bardzo bogata. I dobrze wie, co powinna zrobić: zabić się w niebanalny sposób. Psychoterapeuta każe jej prowadzić pamiętnik, notuje więc rozmaite plany samobójcze, a przy okazji odreagowuje traumę, rozlicza się z rodzicami, własnym dzieciństwem i z najbliższym otoczeniem – przyjaciółką koniarą, niezrównoważonym terapeutą i zakochanym w niej kafelkarzem z Gdańska. Gdy w poszukiwaniu nowych możliwości autodestrukcji opuszcza rodzinne Oslo, zabiera czytelnika w szaloną podróż po najbardziej egzotycznych zakątkach świata.

Fragment:

Próbowałam namówić Krzysztofa, żeby nie wracał na święta do Polski. Powiedziałam mu, że czułabym się nieswojo, gdybym została sama w domu. Ale on się uparł. Dobrze mu zapłaciłam, żeby mieć pewność, że wróci. Tata na pewno postąpiłby tak samo. Krzysztof odwalił kawał dobrej roboty. Drugi basen już niedługo będzie gotowy. Poleciłam Krzysztofowi, żeby go dokończył zgodnie z życzeniem taty. Małe ciemnoniebieskie kafelki w kształcie ośmiokąta, takie same jak w basenie należącym do pewnego hotelu w Berlinie, w którym mieszkaliśmy w czasie świąt wielkanocnych w zeszłym roku. Kafelki, które mamie raczej nie przypadłyby do gustu. Mama miała zawsze zdecydowane poglądy na te sprawy. Ale teraz liczy się moje zdanie. Krzysztof to skarb. Pracuje za psie pieniądze i mieszka w najmniejszym pokoju w całym domu.
I wszystko, czego mu potrzeba, to koc i popielniczka. Nie rozumiem, dlaczego polska gospodarka nie radzi sobie lepiej na tle innych państw. Może dlatego, że Polacy cały czas się modlą? Krzysztof też to robi. Nie mam pojęcia, o co tak się modli. I wcale nie chcę wiedzieć. Kiedy umarł papież, Krzysztof nie położył ani jednego kafelka. Chociaż wcześniej i później ułożył ich całe mnóstwo. Tylko po co ja to właściwie piszę?

24 grudnia

Okropne zamieszanie. Nie ma nikogo, ani w rodzinie mamy, ani taty, kto nie przyszedłby z prezentem. Wszyscy chcą mnie pocieszyć. I nikt się nie dziwi, że w całym domu nie
ma ani jednej ozdoby świątecznej. Strasznie mi współczują i są przygnębieni. I mają powód, nie przeczę. Bo co oni sobie myśleli? Kiedy wyszła ostatnia osoba, wzięłam jaguara, tak, tato, dobrze słyszałeś, bo przecież on jest teraz mój, no nie? Teraz wszystko jest moje, chyba nie zaprzeczysz? No więc wzięłam jaguara, zapakowałam wszystkie prezenty, które dostałam, i pojechałam do Miejskiego Domu Kultury na Alternatywne Boże Narodzenie, bo w popołudniowym wydaniu „Aft enposten” przeczytałam, że potrzebne im są prezenty. Ściśle rzecz biorąc, nie mam jeszcze prawa jazdy, ale przemyślałam sprawę na chłodno i doszłam do wniosku, że żaden policjant nie wpadnie na to, by zatrzymać tak drogi samochód na godzinę lub dwie przed wzejściem pierwszej gwiazdki, jak to się ładnie mówi. Od razu mi ulżyło. Ale kiedy wróciłam do domu, znalazłam jeszcze jeden prezent. Od Krzysztofa. Musiał położyć go na półce nad kominkiem, zanim wyjechał na święta. Słodziak. To była płyta CD, na której mężczyzna o imieniu Antony śpiewa smutnym głosem, że chciałby być kobietą. Słuchałam tej płyty wiele razy i teraz też jej słucham, piszę i słucham, i ciarki przechodzą mi po plecach. Tęsknota do potęgi entej. I chociaż jego problemy nie są takie same jak moje, to i tak w pewnym sensie odczuwam ulgę. W jego głosie słychać ból i to mi wystarcza, każdy rodzaj bólu jest dobry. Krzysztof przez cały dzień układa kafelki i jest katolikiem, ale na pewno jest nie w ciemię bity. Właśnie się dowiedziałam, że każdego dnia umiera około 155 000 ludzi. To daje 57 milionów w roku. 6458 w ciągu godziny. 108 osób na minutę. Pytam samą siebie, czy to jakaś pociecha. W pewnym sensie tak, w pewnym sensie nie. (…)”

(źródło: materiały wydawcy)