Kielonek Alaina Mabanckou wydawnictwa Karakter to komiczna i tragiczna historia baru Śmierć kredytom spisana przez jego stałego bywalca, zwanego Kielonkiem. W najbliższą sobotę, 15 listopada o godz. 8:35 w programie 1 TVP w audycji Hurtownia książek ukaże się materiał o książce Kielonek Alaina Mabanckou.
Kiedy właściciel powierza Kielonkowi zeszyt i misję uwiecznienia słynnej na całe Kongo spelunki, ten nie protestuje. Nie chce jednak być jego murzynem, czuje się wolnym twórcą i nie zamierza nikogo oszczędzać. Tak powstaje jedyna w swoim rodzaju opowieść o klientach baru: człowieku w pampersach; Drukarzu, który „zaliczył Francję”, ożenił się z białą kobietą i wrócił pokonany przez własnego syna; o słynnej Spłuczce, z którą nikt nie mógł się równać w wykonywaniu pewnej codziennej czynności i jej legendarnym pojedynku z „Kazimierzem, żyjącym na poziomie”, a także o samym Kielonku, niegdyś szacownym obywatelu, dziś człowieku przegranym.
Literatura afrykańska? Proszę bardzo: bez wielkich liter, bez kropek, tekst, który się leje bez ładu i składu… Czego się można było spodziewać? Bo chyba nie ponad setki aluzji i cytatów ze światowej literatury poukrywanych między wierszami… A jednak! Już sama nazwa baru nawiązuje do słynnej powieści Céline’a, imię jego właściciela, Uparty Ślimak, to tytuł powieści algierskiego autora, Rachida Boudjerdra, zaś wspomniany pojedynek Spłuczki i Kazimierza żyjącego na poziomie jako żywo przypomina pewną scenę z „Gargantui i Pantagruela” Rabelais’go i tak dalej, i tak dalej…
Ta groteskowa, burleskowa wręcz powieść to z jednej strony satyra na Afrykę, z jej kompleksami, poczuciem niższości i wykluczenia, z drugiej – na świat zachodni, próżny i traktujący innych z protekcjonalną wyższością. Mabanckou niczym Gombrowicz gra wszystkim na nosie, rozbija klisze, wysadza w powietrze zasady interpunkcji i kulturowe stereotypy. Kielonek to literacki majstersztyk, który łączy w sobie humor i powagę, lekkość formy i doniosłość treści. Tę książkę trzeba czytać na głos, skandować, rapować i poddać się obezwładniającemu rytmowi jej fraz.
Poniżej przytaczam ciekawą recenzję Małgorzaty I. Niemczyńskiej z Gazety Wyborczej Kraków:
Kilka ludzkich dramatów, kilkanaście znakomitych dowcipów, kilkadziesiąt literackich aluzji. I tylko dwa słowa: „Śmierć kredytom”
Knajpa jest kultowa, a nawet legendarna. Ma swoich stałych bywalców. Dominują wśród nich zniszczeni mężczyźni, którzy nad naczyniami pełnymi podłych trunków lubią opowiadać o tym, jak swe życie przegrali przez kobiety. Co wieczór słychać w kółko te same żale, te same wspomnienia, te same menelskie spory. Nieliczne w lokalu kobiety są rzecz jasna upadłe i nie mniej zniszczone od kolegów. Panuje tu przekonanie, że wystarczy pić jak gąbka i w stanie nietrzeźwości dać się podnosić z ulicy, by zostać pisarzem.
Wbrew pozorom knajpa nie nazywa się Piękny Pies i nie mieści się w Krakowie. To opisana przez Alaina Mabanckou w książce „Kielonek” kongijska speluna Śmierć Kredytom. Miejsce, które łączy wszystkie wątki utworu, ma na swój sposób cechy uniwersalne – jest bezpiecznym azylem dla wszystkich przegranych dziwaków.
Na przykład dla mężczyzny, który nosi na tyłku kilka warstw wiecznie mokrych pampersów, za którymi ciągnie się stado much, i chętnie wyjaśnia, że do takiego stanu doprowadził go pobyt w więzieniu, gdzie trafił (oczywiście) przez niewierną żonę. Albo dla innego, który (oczywiście przez niewierną żonę) wylądował z kolei w domu wariatów, choć miał w życiu same sukcesy, a jego żona (oczywiście niewierna) była prawdziwą białą Francuzką. Lub też dla kobiety (oczywiście niewiernej), która bywalcom imponuje nie tylko monstrualnymi rozmiarami swego bujnego ciała, ale też niezwykłą umiejętnością oddawania rzęsistym strumieniem moczu przez długie kwadranse.
Śmierć Kredytom jest też schronieniem dla tytułowego Kielonka – narratora książki, byłego nauczyciela i męża, wiecznego alkoholika. Akcja utworu rozpoczyna się w chwili, gdy dostaje on od właściciela knajpy zeszyt z poleceniem spisywania w nim dziejów lokalu. I tak oto Kielonek posłusznie spisuje. Zdań nie zaczyna od wielkiej litery ani nie kończy kropką. Gdzieniegdzie wstawi tylko przecinek, cytat czasem ujmie w cudzysłów. Zasadami gramatyki zdaje się nie przejmować.
Ale to tylko złudzenie. Pomimo upozorowania na pijacki bełkot „Kielonek” jest książką o gruntownie przemyślanej formie. Jej narracja ma swój wyraźny rytm, a całość spaja misterna siatka literackich aluzji – od Jeana-Paula Sartre’a poprzez Gabriela Garcię Marqueza aż po Eugene’a Ionesco. Można więc czytać tę minipowieść także jako rodzaj ironicznego komentarza do światowej kultury ostatnich dziesięcioleci.
Jej siła polega jednak przede wszystkim na prostym pomyśle, jakim jest próba odpowiedzi na pytanie, co powiedziałby nam kielonek (ten z małej litery), gdyby mógł mówić. Ile przedstawiłby utopionych we własnym wnętrzu ludzkich losów – śmiesznych, tragicznych, niewiarygodnych, przyziemnych, nieważnych i zapomnianych. Pomimo kilku wyraźnie afrykańskich wątków książki Mabanckou, jest to pytanie, które równie dobrze mogłoby zostać zadane pod dowolnym mostem, w dowolnej bramie czy kultowej, a nawet legendarnej knajpie.
PS. Książkę poleca również najnowszy numer Elle („zjawiskowa literatura!”).