Zbrodnia Churchilla, Carlos Thompson

Opublikowany Autor blogksiazki

Zbrodnia Churchilla (The assassination of Winston Churchill) Carlos’a Thompson’a wydawnictwa Prószyński i S-ka to książka poświęcona tajemniczej śmierci Generała Sikorskiego. Czy była to tytułowa zbrodnia churchilla?

Katastrofa w Giblartarze i śmierć Sikorskiego to jeden z najbardziej tajemniczych epizodów II wojny światowej, który pomimo wielkich wysiłków historyków polskich (ostatnio T. A. Kisielewskiego) nie doczekał się definitywnego wyjaśnienia, głównie ze względu na brak dostępu do archiwów brytyjskch. Książka Carlosa Thompsona, argentyńskiego aktora i pisarza, opublikowana została w 1968 roku w odpowiedzi na sensacyjne tezy o udziale premiera Wielkiej Brytani w zamachu na premiera rządu RP przedstawione w książce D. Irvinga „Wypadek” (1967) i w sztuce zachodnioberlińskiego dramaturga R. Hochhuta „Soldaten”, które wywołały wówczas skandal na skalę międzynarodową. Książka Thompsona powstała na zamówienie rodziny sir W. Churchilla, w celu definitywnego odparcia zarzutów. Publikujemy ją dziś po blisko 40 latach jako świadectwo i żródło historyczne, które może nas przybliżyć do wyjaśnienia wszystkich elementów wydarzeń w Giblartarze.

Zbrodnia Churchilla – fragment:

Pierwszy ważny świadek
Anthony Quayle

Dwudziestego trzeciego sierpnia pojechałem do Francji, do St. Mało, gdzie Anthony Quayle* i ja odbyliśmy pierwszą „poważną” rozmowę. Najpierw rozmawialiśmy o „Żołnierzach” ogólnie. Tony powiedział:
– To dla mnie podejrzana sprawa, że ktoś pisze sztukę, a nie książkę, na taki temat. Powiedzieć, że Churchill był odpowiedzialny za śmierć Sikorskiego, to bardzo ciężkie oskarżenie. Dotyczy nie tylko zmarłego Churchilla, ale nas wszystkich, żyjących dzisiaj, ponieważ te fale, które wytwarza, nadal obmywają nasze brzegi. Takie oskarżenie wymaga bardzo starannych badań i udokumentowanego potwierdzenia. Wtedy może być pracą o wielkim znaczeniu historycznym – ale wymaga książki, napisanej przez wnikliwy i naukowy umysł. Żaden autor nie może oczekiwać, że zarobi dużo pieniędzy na takiej książce, ale wniesie wkład w historię. Ale sztuka to instrument czysto emocjonalny. To zły nośnik dla tak poważnego zarzutu, chociaż może być bardziej dochodowy.
Przerwałem, aby wtrącić:
– Chcę zasugerować, że chociaż twój argument jest przekonywający, nie dowodzi złej woli Hochhutha. To nie jego wina, że jest urodzonym dramatopisarzem, że taki jest jego styl. Poza tym uważam, że należy go traktować jak przedstawiciela Nowych Niemiec, ludzi, którzy mają obecnie po trzydzieści, trzydzieści pięć lat, których dręczyło narzucone im poczucie wielkiej zbiorowej winy i którzy próbują się wyzwolić, wyrwać ze stereotypu, że alianci byli dobrzy, a Niemcy źli. Chcą, by wszyscy wyprali swoją brudną bieliznę.
– Doskonale to rozumiem. Jeśli Hochhuth wygrzebał coś o istotnym znaczeniu historycznym, niewątpliwie powinien to ujawnić! Ale nie w sztuce, ponieważ reguły dramatu zniekształcają temat, który wymaga podejścia naukowego, i nadają wymiar emocjonalny sprawom, które wymagają analizy intelektualnej. Uważam za niezwykle ważne, abyśmy rozmawiali o znanych postaciach historycznych, kimkolwiek by nie były, w sposób absolutnie uczciwy, abyśmy poznawali tak dokładnie, jak to tylko możliwe, dobre i złe strony tak zwanych wielkich ludzi; dlatego jestem jak najbardziej za tym, aby współcześni historycy odkrywali przeszłość, badali ją, nawet oceniali. Nie mam szowinistycznych i staroświeckich poglądów, by otoczyć śmierć Sikorskiego tajemnicą. Jestem daleki od tego. Próbowałbym to zbadać możliwie dokładnie, dopóki są dokumenty archiwalne, dopóki można dotrzeć do ludzi, którzy tam byli; zatem jeśli Irving i Hochhuth dążą do prawdy, powiedziałbym: tak, róbcie to, jestem za, i jeśli rzeczywiście Churchill wydał rozkaz, osobiście lub za pośrednictwem Linde-manna, jest rzeczą o najwyższym znaczeniu, abyśmy o tym wiedzieli. Ale fakt, że bez żadnego przekonywającego dowodu, bez strzępka nawet, przerabia się to na sensacyjną sztukę, trąci znajomą pogonią za sukcesem. Dlaczego nie mógł poczekać, aż pojawią się prawdziwe odpowiedzi? Czy to nie podejrzane? Pomyśl o Rebecce West. Ona też interesuje się takimi rzeczami, rzucaniem światła na ciemne zakamarki historii. Ale nie pisze emocjonalnych sztuk. Pisze z chirurgiczną precyzją. Mówi: chcę przedstawić, chłodno i metodycznie, to, co wiem. To bardzo zwodniczy argument, że zamordowanie sojusznika i przyjaciela, z jakiegokolwiek powodu, umacnia wielkość Churchilla. Nie, ten człowiek pisze jedną sensacyjną sztukę po drugiej. Najpierw o papieżu, teraz o Churchillu.
Po chwili dodał:
– Na miłość boską, bądźmy uczciwi bez względu na cenę. Nie utajniajmy działań Churchilla tylko dlatego, że był naszym wielkim przywódcą w czasie wojny i człowiekiem, któremu zawdzięczamy przetrwanie, ale zajmijmy się tym jak prawdziwi historycy. Jeśli pojawi się ktoś i przedstawi DOWÓD, ja pierwszy powiem, że musimy go ujawnić!
Spodziewałem się, że Tony zbagatelizuje całą sprawę. Tymczasem przemawiał tutaj rzecznik objawienia.
Dodał:
-Jeśli Hochhuth przedstawi dobrze swoją sprawę, znajdzie w Anglii chętnych odbiorców. Naród brytyjski jest dzisiaj w bardzo pokornym nastroju; wszyscy mówią: no cóż, znaleźliśmy się w bardzo niezręcznej sytuacji, wygraliśmy wojnę, ale przegraliśmy pokój, dokąd teraz pójdziemy? Jaka jest nasza rola w świecie? Bóg wie, że w Brytyjczykach pozostało niewiele arogancji, ale jednocześnie, jak sądzę, nadal jesteśmy narodem myślącym, odpornym na histerię; możemy być pokorni, ale nikt nie uwierzy „na słowo” w takie oskarżenie. Mimo to, jeśli powiesz naszemu narodowi: oto sztuka, w której się mówi, że Churchill był wielkim człowiekiem, ale żeby być naprawdę wielkim, trzeba być również strasznym, a więc zdolnym do zadekretowania śmierci niezwykłego człowieka, przyjaciela, do popełnienia strasznej zbrodni – jeśli przedstawisz ludziom dowód, że tak było, powiedzą: chcemy wiedzieć, musimy wiedzieć. Ale jeśli im powiesz: wszystko, co mogę wam zaoferować, to słowa człowieka, którego istnienia nie mogę wam udowodnić, a jego tożsamość zostanie ujawniona, kiedy nas wszystkich nie będzie już wśród żywych, po prostu nie potraktują cię poważnie. O samej katastrofie Quayle powiedział:
– Oczywiście, że tam byłem; ale nikt nie mógł tego widzieć, naprawdę, ponieważ było zupełnie ciemno.
– John Perry powiedział mi, że odwiózł Cazaleta na lotnisko. Czy odwiozłeś kogoś z tych, którzy tam zginęli?
– Nie pamiętam, z kim jechałem. Bardzo dobrze pamiętam, że spędziliśmy przyjemny wieczór przy kolacji w rezydencji rządowej, a później, około dziesiątej trzydzieści, pojechaliśmy na lotnisko.
– Gdzie byłeś, dokładnie, kiedy samolot wystartował?
– Stałem w pobliżu pasa z dowódcą bazy, pułkownikiem Bollandem; czekając na start, rozdzieliśmy się na małe grupki, zabijając czas rozmową. Pamiętam, że razem z Bollandem zaczęliśmy iść w kierunku samochodów, kiedy samolot kołował, a kiedy spojrzeliśmy znowu – pamiętam to bardzo dokładnie – zobaczyliśmy światła pozycyjne i niewyraźny kształt samolotu, który z rykiem odrywał się od ziemi.
– Czy odniosłeś wrażenie, że start był nienormalny?
– Nie.
– Perry mówi, że samolot z całą pewnością oderwał się od pasa za późno, a on pobiegł, instynktownie wyciągając ręce, jakby chciał go podtrzymać.
– Kiedy się obejrzałem, Bolland i ja szliśmy w stronę naszych samochodów, a samolot rozpędzał się przed startem. Nie zauważyłem niczego nienormalnego.
– Czy kiedykolwiek spotkałeś Prchala?
– Nie. Ale pamiętam, że widziałem go, z jednego z górnych okien rezydencji rządowej, jakiś czas po katastrofie, kuśtykającego o kulach przez dziedziniec.
– Irving powiedział Johnowi, że Prchal przemycał pół tony pomarańczy i że samolot był straszliwie przeciążony, z powodu skrzynek whisky, brandy i czego tam chcesz, które nie tylko Prchal, ale wszyscy inni, w tym ludzie z otoczenia Sikorskiego, przemycali do Anglii.
– Pamiętam, że zajrzałem do samolotu, kiedy wszyscy wsiedli, i pomyślałem: ależ bałagan! Wyglądał strasznie nieporządnie i był straszliwie zapchany, wyładowany różnymi rzeczami. W oczach laika, oczywiście.
Zapamiętałem tę uwagę o „oczach laika”. Pobieżne spojrzenie do wnętrza ogromnego samolotu może pozostawić błędne wrażenie; „nieporządek” nie musi oznaczać „przeładowania” ani nawet „złego rozłożenia ciężaru”.
– Czy wiesz coś o komandorze Baileyu, który był wtedy płetwonurkiem w Gibraltarze?
– Nie pamiętam, czy go spotkałem, ale wiem o nim. Irving wspomniał mi chyba, że mieszka w Lizbonie.
– Od niego dowiem się dokładnie, co znaleźli na dnie morza. Intryguje mnie te pół tony pomarańczy. – Też o tym słyszałem, ale wtedy z pewnością o tym nie wiedziałem.
– Kiedy zobaczyłeś ciało generała Sikorskiego, jak szybko po katastrofie?
– Następnego dnia. Łubieński i ja włożyliśmy je do trumny.
– Kto to jest Łubieński?
– Łubieński był polskim oficerem łącznikowym w Gibraltarze. Nazywaliśmy go „Lulu”. Teraz opiekuje się polskimi uchodźcami i mieszka w Monachium. To mój bardzo dobry przyjaciel. Mam jego adres i dam ci go, razem z numerem telefonu, jeśli to ci się do czegoś przyda.
– Jeśli dasz mi list do niego, czy mnie przyjmie?
– Z pewnością.
– Rozumiesz, chciałbym pomóc Larry’emu w miarę swoich możliwości.
– Czy cię poprosił, żebyś zbadał tę sprawę w jego imieniu?
– Nie. Sam postanowiłem to zrobić. Teraz mam podwójny powód: jestem zafascynowany całą tą sprawą i chcę zdobyć wszelkie dowody, jakie uda mi się zebrać.
– Obawiam się, że Lulu nie dostarczy ci żadnych dowodów, wątpię, czy ktokolwiek zdoła. Wspomniałeś o Irvingu. Przyszedł zobaczyć się również ze mną. Przez całą godzinę opowiadał mi o swoich dowodach, ale nie miał niezbędnego klucza; po prostu go nie było.
– Czy widziałeś ogromną ranę na głowie Sikorskiego?
– Nie pamiętam żadnej ogromnej rany na głowie.
– Powiedziano mi, że biegła wokół całej czaszki…
– To nieprawda.
– Powiedz mi, proszę, co widziałeś, jakie rany zauważyłeś na ciele generała? Albo lepiej powiedz mi, co dokładnie powiedziałeś Irvingowi.
– Powiedziałem mu, że zauważyłem bardzo małą ranę, która mogła zostać zadana tym – pokazał mi swoje wieczne pióro – w kąciku jednego oka, nie mogę sobie przypomnieć, czy to było lewe, czy prawe oko, ale poza tym pamiętam to bardzo dobrze. Pamiętam też obrażenia na nogach i oczywiście sińce na twarzy.
– Nie wiesz, czy Baileyowi rozkazano nurkować, żeby wyłowić jakieś bardzo ważne dokumenty, nie mówiąc już o ciałach?
– Samolot był pełen dokumentów. Poza wszystkim innym, było tam coś niezwykle ważnego. W samolocie była lista wszystkich jednostek biorących udział w lądowaniu na Sycylii. Lista miała trafić do Anglii, żeby Główny Urząd Pocztowy mógł przeadresowywać pocztę dla naszych ludzi, tak aby docierała do nich tam, gdzie stacjonowali przed inwazją. Ta lista była w samolocie – wiem o tym – i gdyby wpadła w ręce Niemców, dowiedzieliby się o jednostkach i sile naszych wojsk uczestniczących w inwazji na Sycylię.
(Pamiętam, że Lloyd powiedział: „Na pokładzie tego samolotu były dokumenty dotyczące inwazji na Sycylię”).
– Pamiętasz, czy Liberator, kiedy kołował, stał przez dłuższy czas na końcu pasa?
– Na pamiętam. Ale kiedy Irving przyszedł się ze mną zobaczyć, powiedział mi o tym. Powiedział: „Wie pan oczywiście, że kiedy samolot pokołował na zachodni kraniec pasa, stał tam co najmniej dziesięć minut”. „Całkiem możliwe – odparłem. – Nie pamiętam tego, ale mogło tak być”. Potem on powiedział: „No tak, kto może wiedzieć, czy w ciągu tych dziesięciu minut… wie pan, nieprawdaż, że na pasie startowym znaleziono worek z pocztą…?”. „Tak, słyszałem o tym – odparłem – ale nigdy nie miałem na to dowodu. Wtedy krążyło wiele pogłosek”. „No cóż – powiedział Irving – rozumie pan, że w ciągu tych dziesięciu minut cała załoga, z wyjątkiem Prchala, mogła wysiąść z samolotu, a podczas wysiadania worek z pocztą mógł wypaść…?”
Kto to może wiedzieć… Mógłby wiedzieć… Hochhuth powiedział nam, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości: „…załoga wysiadła”!
(…)

*Quayle jest aktorem dobrze znanym również w Polsce z takich filmów jak „Działa Nawarony” czy „Lawrence z Arabii. Specjalizował się w rolach brytyjskich oficerów, więc z uwagi na swą przeszłość wojenną grał niejako siebie (przyp. red.).