Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet – fragment

Opublikowany Autor blogksiazki

Prezentujemy fragment książki Mężczyźni, którzy nienawidzą kobietStieg Larsson od wydawnictwa Santorski & Co. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to pierwsza część serii Millennium.

Już w niedzielę 9 listopada książka będzie prezentowana w programie „Dzień dobry TVN”. W przyszłym tygodniu książka będzie omawiana też w programie Kazimiery Szczuki „Wydanie drugie poprawione”.

Fragment:
3 stycznia – 17 marca
46 procent kobiet w Szwecji choć raz doświadczyło przemocy ze strony mężczyzny.

(…)

HENRIK VANGER podniósł się z mozołem, wziął z biurka fotografię Harriet i postawił ją przed Mikaelem.
– Chciałbym zatrudnić właśnie ciebie, bo zależy mi na biografii, w której przedstawisz postacie z dziennikarskiego punktu widzenia. A przy okazji będziesz miał pretekst do grzebania w historii rodziny. Bo tak naprawdę chcę, żebyś rozwiązał pewną zagadkę. To jest twoje zadanie.
– Zagadkę?
– Harriet to wnuczka mojego brata. Było nas pięciu. Richard, najstarszy, urodził się w 1907. Ja jestem najmłodszy, rocznik dwudziesty. Nie rozumiem, jak Bóg mógł dopuścić do tego, żeby ta gromadka dzieci �
Przez moment sprawiał wrażenie człowieka, który straciwszy wątek, zagłębił się w myślach. Ale już po chwili zwrócił się do rozmówcy z nową stanowczością w głosie.
– Pozwól, że opowiem o moim bracie, Richardzie. Potraktuj to też jako próbkę historii rodzinnej, o której spisanie nalegam.
Dolał sobie kawy i zaproponował jeszcze jedną filiżankę Mikaelowi.

(…)

TRZYDZIESTOMINUTOWA granica czasowa ustanowiona przez Blomqvista została już dawno przekroczona. Dochodziło wpół do piątej i Mikael mógł sobie wybić z głowy popołudniowy pociąg. Ale w dalszym ciągu miał szansę zdążyć na wieczorny, wpół do dziewiątej. Stał przy oknie i obserwując podświetloną fasadę kościoła po drugiej stronie mostu, masował swój kark. Henrik Vanger pokazał mu album z wycinkami prasowymi z lokalnej gazety i z krajowych dzienników. Wszystkie dotyczyły tego samego wydarzenia. Przez jakiś czas zainteresowanie mediów było dość spore, zaginęła bez śladu dziewczyna ze znanej rodziny przemysłowców. Ale ponieważ nie znaleziono zwłok i nie nastąpił żaden dramatyczny zwrot w śledztwie, zainteresowanie stopniowo malało. Chociaż w grę wchodziła rodzina potentatów przemysłowych, trzydzieści sześć lat później mało kto pamiętał sprawę Harriet Vanger. W artykułach z końca lat sześćdziesiątych dominowała teoria o utonięciu. Zwłoki miały wypłynąć w morze. Ot, jeszcze jedna tragedia, która mogła dotknąć jakąkolwiek inną rodzinę.
Mikael, mimo wszystko zafascynowany opowieścią starca, uległ ponownie sceptycyzmowi, gdy gospodarz poprosił o krótką przerwę na wizytę w toalecie. Obiecał mu wysłuchanie całej historii, a przecież wcale jeszcze nie było widać końca.
– No więc co się według ciebie stało z Harriet? – zapytał, gdy Henrik wrócił do pokoju.

(…)

MIKAEL BLOMKVIST traktował związek z panią dyrektor z największą dyskrecją. Cecilia Vanger miała trzy zasady: Nie chciała, żeby ludzie wiedzieli o ich spotkaniach. Prosiła, żeby przychodził tylko wtedy, gdy – w odpowiednim humorze – do niego zadzwoni. I nie życzyła sobie, żeby u niej nocował.
Jej namiętność zaskakiwała go i peszyła. Kiedy spotykał ją w kawiarni Susanny, była miła, ale chłodna i zdystansowana. Kiedy spotykali się w jej sypialni, ogarniała ją dzika namiętność.
Mikael w zasadzie nie miał zamiaru węszyć w jej prywatnym życiu, ale z drugiej strony został zatrudniony właśnie po to, żeby węszyć w prywatnych sprawach całej rodziny Vangerów. I chciałby i bał się. W końcu pewnego dnia zapytał Henrika, kto jest jej mężem i co się stało. Zadał to pytanie właśnie, gdy przekopywał się przez historie Alexandra, Birgera i innych członków rodziny, którzy feralnego dnia znajdowali się na wyspie.
– Cecilia? Nie sądzę, żeby miała coś wspólnego z Harriet.
– Opowiedz o niej.
– Wróciła tutaj po studiach i zaczęła pracować jako nauczycielka. Spotkała Jerry’ego Karlssona, który na nieszczęście był zatrudniony w koncernie. Pobrali się. Myślę, że – przynajmniej na początku – ich małżeństwo było szczęśliwe. Ale po kilku latach uświado-miłem sobie, że coś jest nie tak. Znęcał się nad nią. Jak to zwykle bywa – on ją bił, a ona lojalnie stawała w jego obronie. Ale kiedyś uderzył o jeden raz za dużo. Ciężko pobita trafiła do szpitala. Rozmawiałem z nią, zaproponowałem pomoc. Przeprowadziła się tutaj na wyspę i od tej pory odmawia spotkania się z mężem. A ja dopatrzyłem, żeby został zwolniony z pracy.
– Ale w dalszym ciągu jest jego żoną.
– To kwestia definicji. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego się z nim nie rozwiodła. Może dlatego, że nigdy nie miała zamiaru ponownie wyjść za mąż, więc rozwód nie był potrzebny. – A ten Jerry Karlsson, czy nie miał�
– … do czynienia z Harriet? Nie. W 1966 nie mieszkał w Hedestad i nie zaczął jeszcze pracować dla koncernu.
– Rozumiem.
– Darzę Cecilię sympatią. Czasami bywa skomplikowana, ale należy do tych dobrych ludzi w rodzinie.

(…)

Z KOŃCEM LUTEGO życie Mikaela toczyło się ustalonym trybem, przeobrażając pobyt na wyspie w codzienną rutynę. Wstawał o dziewiątej rano, jadł śniadanie i pracował do dwunastej, przyswajając sobie materiał. Później, niezależnie od pogody, szedł na godzinny spacer. Popołudniami, siedząc w domu albo w kawiarni Susanny, pracował nad przeczytanymi dokumentami lub pisał fragmenty czegoś, co miało być autobiografią Henrika. Między trzecią a szóstą robił przerwę na zakupy, pranie, wypady do Hedestad i inne czynności związane z prowadzeniem domu. Około siódmej odwiedzał Henrika, by wyjaśnić powstałe w ciągu dnia znaki zapytania. O dziesiątej wracał do chatki i czytał do pierwszej, drugiej w nocy. Systematycznie przedzierał się przez całą dokumentację swojego pracodawcy.
Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że praca nad książką idzie mu jak po maśle. Miał już prawie sto dwadzieścia stron, gotowy zarys obejmujący okres od zejścia Jeana Baptiste Bernadotte na szwedzki ląd do mniej więcej lat dwudziestych ubiegłego wieku. Później musiał posuwać się znacznie wolniej i dokładniej ważyć słowa.

(…)

W PIĄTEK, TYDZIEŃ po drugim gwałcie, Lisbeth przespacerowała się do tatuażysty przy Hornstull. Zamówiła wcześniej wizytę telefonicznie, w zakładzie nie było nikogo oprócz właściciela, który – rozpoznając stałą klientkę – przywitał ją skinieniem głowy.
Wybrała wąski, prosty wzór i poprosiła o ozdobienie szlaczkiem kostki u nogi. Wskazała dokładnie, gdzie.
– Tutaj skóra jest szczególnie cienka. Będzie bardzo bolało – ostrzegł tatuażysta. – Nie ma sprawy – odpowiedziała i ściągnąwszy spodnie, położyła nogę na stoliku. – OK, robimy szlaczek. Masz już sporo tatuaży. Jesteś pewna, że chcesz jeszcze jeden? – Tak, ma mi o czymś przypominać.

(…)

CECILIA CZUŁA SIĘ lekko nietrzeźwa. Postanowiła nie dzwonić do Mikaela. Ich związek przerodził się w klasyczną farsę, w której on zakrada się niepostrzeżenie do sypialni, a ona zachowuje się jak zakochana nastolatka z wymykającą się spod kontroli żądzą. Jej zachowanie w ciągu ostatnich tygodni było niedorzeczne.
Problem w tym, że naprawdę zbyt bardzo go lubię, myślała. A on mnie zrani. Siedziała przez długą chwilę, życząc sobie, żeby Mikael Blomkvist nigdy nie pojawił się był w Hedeby. Otwarła butelkę wina i w samotności wypiła dwa kieliszki. Włączyła telewizor i oglądając „Rapport” próbowała dowiedzieć się czegoś o sytuacji w świecie, ale zmęczył ją już pierwszy mądry komentarz na temat prezydenta Busha i jego niszczycielskiego bombardowania Iraku. Usiadła więc na kanapie z książką Gellerta Tamasa Mężczyzna z laserem. Zdołała przeczytać zaledwie kilka stron i szybko odłożyła lekturę, która za bardzo kojarzyła się jej z ojcem. Zastanawiała się, o czym teraz fantazjował.
Tak naprawdę spotkali się ostatnio w 1984, kiedy razem z nim i z bratem Birgerem pojechała na północ od Hedestad, by zapolować na zające. Birger zamierzał wypróbować swojego nowego psa myśliwskiego, gońca Hamiltona. Harald Vanger miał siedemdziesiąt trzy lata i Cecilia czyniła, co w jej mocy, by zaakceptować jego szaleństwo. Szaleństwo, które zamieniając jej dzieciństwo w koszmar, wpłynęło na całe dorosłe życie.
Nigdy wcześniej nie była tak krucha jak wtedy. Trzy miesiące wcześniej rozpadło się jej małżeństwo. Przemoc wobec kobiet – takie banalne słowa. Jej udziałem była łagodna, ale nieustanna forma przemocy. Wymierzane policzki, popychanie, kapryśne groźby, przewracanie na kuchenną podłogę. Jego wybuchy agresji były zawsze bezpodstawne, a przemoc na tyle subtelna, że rzadko odnosiła fizyczne rany. Unikał ciosów zaciśniętą pięścią. A ona się dostosowywała.
Aż do dnia, w którym nagle odparowała jego atak, a on kompletnie stracił kontrolę. Skończyło się na tym, że w niepohamowanej wściekłości rzucił w nią nożyczkami, a te wbiły się w jej łopatkę.
Z poczuciem winy i spanikowany odwiózł ją do szpitala, gdzie na prędce sklecił historię o dziwacznym wypadku. Personel pogotowia ratunkowego przejrzał go w tym samym momencie, w którym padły jego pierwsze słowa. A ona strasznie się wstydziła. Założono jej dwanaście szwów i wypisano po dwóch dniach. Henrik przyjechał po nią i zawiózł do siebie do domu. Od tamtego czasu już nigdy nie rozmawiała ze swoim mężem.
Trzy miesiące później, w ten słoneczny jesienny dzień, Harald był w dobrym nastroju, prawie życzliwy. Ale nagle w środku lasu zaczął obrzucać córkę obelgami i wygłaszać upokarzające komentarze na temat jej sposobu życia i seksualności. Podsumował, że to nie dziwota, że taka kurwa nie potrafi zatrzymać przy sobie mężczyzny.
Birger nawet nie zanotował, że każde z wypowiedzianych przez ojca słów rani ją jak uderzenie batem. Śmiejąc się, objął ojca ramieniem i w charakterystyczny dla siebie sposób rozbroił sytuację, mówiąc coś w stylu: Przecież wiadomo, jak to jest z babami. Beztrosko puścił do niej oko, a później poprosił Haralda, żeby zajął stanowisko na pobliskim wzniesieniu.
Na moment zatrzymał się czas. Przez sekundę patrzyła na ojca i brata, świadoma tego, że trzyma w ręku naładowaną śrutówkę. Zamknęła oczy. W tej sytuacji to było jedyne wyjście. Alternatywą mogło być tylko oddanie strzału. Chciała ich zabić. Ale zamiast tego upuściła broń na ziemię, obróciła się na pięcie i wróciła do zaparkowanego na skraju lasu samochodu. Wróciła sama do domu, zostawiając mężczyzn na pastwę losu. Od tamtego dnia rozmawiała ze swoim ojcem zaledwie parę razy, tylko wtedy, gdy była zmuszona sytuacją. Nigdy nie pozwoliła mu wejść do swojego mieszkania i nigdy nie odwiedziła go w jego domu.
Zniszczyłeś mi życie, myślała. Zniszczyłeś mi życie, jeszcze kiedy byłam dzieckiem. Wpół do dziewiątej wieczorem podniosła słuchawkę i zadzwoniła do Mikaela, prosząc o wizytę.

(…)

PROSTO Z WIĘZIENIA pojechał do swojej chatki w Hedeby. Przechodząc przez most, usłyszał znajome miauczenie i w drodze do domu towarzyszył mu rudobrązowy kot, który najpierw przywitał się z nim, łasząc się do nóg.
– No dobra, właź – powiedział Mikael przy drzwiach. – Ale nie zdążyłem kupić mleka. Rozpakował swój bagaż. Nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wrócił z urlopu, odkrył, że brakuje mu towarzystwa współwięźniów i Sarowsky’ego. Jak absurdalnie by to nie brzmiało, było mu tam dobrze. Przedterminowe zwolnienie przyszło tak nagle, że Mikael nie zdążył nikogo zawiadomić o swoim powrocie.
Właśnie minęła szósta wieczorem. Pospieszył do najbliższego sklepu, żeby przed zamknięciem zrobić podstawowe zakupy. Wróciwszy do domu, włączył komórkę i zadzwonił do Eriki, której poczta głosowa poinformowała, że abonent jest chwilowo niedostępny. Nagrał wiadomość.
A później pomaszerował do swojego pracodawcy, który z podniesionymi brwiami przywitał go zdziwionym:
– Uciekłeś?
– Przedterminowo zwolniony, zgodnie z prawem.
– A to niespodzianka!
– Dla mnie też. Dowiedziałem się o tym wczoraj wieczorem.
Patrzyli na siebie nawzajem przez kilka sekund. I nagle starzec, objąwszy zaskoczonego Mikaela, przytulił go serdecznie.
– Właśnie schodziłem na kolację. Zjesz ze mną?

(…)

SALANDER ZAMKNĘŁA oczy z nadzieją, że podłoga przestanie falować jej pod stopami. Znajdowała się w stanie intelektualnego paraliżu. Męczył ją kac. Sytuacja była nierzeczywista, a mózg odmawiał współpracy. Lisbeth nigdy wcześniej nie spotkała któregoś ze swoich obiektów twarzą w twarz. On wie, gdzie mieszkam! Mikael Blomkvist stał w jej kuchni. To niemożliwe. To zwyczajnie nie mogło się wydarzyć. On wie, kim jestem!
Owinęła się ciaśniej prześcieradłem, które nagle zaczęło zsuwać się z jej ciała. Mężczyzna powiedział coś, czego najpierw nie dosłyszała.
– Musimy porozmawiać – powtórzył. – Ale najpierw chyba powinnaś wziąć prysznic. Próbowała mówić rozsądnie.
– Posłuchaj, jeżeli masz zamiar zrobić awanturę, to raczej nie mnie. Ja tylko wykonałam zlecenie. Porozmawiaj z moim szefem.
Stanął przed nią z uniesionymi do góry rękami i otwartymi dłońmi. Jestem nieuzbrojony. Uniwersalny znak pokoju.
– Już rozmawiałem z Draganem Armanskim. Właśnie, prosił cię, żebyś do niego zadzwoniła. Wczoraj wieczorem miałaś wyłączoną komórkę.
Zrobił krok w przód. Choć nie czuła zagrożenia, cofnęła się automatycznie kilka centymetrów, gdy dotknął lekko jej ramienia i pokazał drzwi łazienki. Nie lubiła, gdy ktoś dotykał ją bez pozwolenia, nawet jeżeli czynił to w przyjacielskich zamiarach.
– Nie zrobię żadnej awantury – zapewnił spokojnym głosem. – Ale bardzo mi zależy na rozmowie z tobą. Jak tylko się obudzisz, oczywiście. Gdy wrócisz ubrana będzie na ciebie czekała kawa. A teraz pod prysznic. Sio!
Posłuchała go bezwolnie.Lisbeth Salander nigdy nie jest bezwolna – pomyślała.